Najnowszą wystawę swoich grafik prezentuje w radiowej galerii Na żywo Henryk Bzdok.
Wśród ponad 20 prac znalazły się grafiki przedstawiające m.in. Gliwice, Opole i Katowice, ale także przedmieścia i pejzaże, ukochanych przez artystę, Beskidów oraz Prowansji.
Henryk Bzdok urodził się w 1937 roku. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie na Wydziale Grafiki i Malarstwa w Katowicach. Żyje i tworzy w Katowicach.
Wystawę zatytułowaną "Lekko inaczej" można oglądać do końca marca.
/rs/
SOWIZDRZALSKA NUTA SOWIZDRZALSKA KRESKA…
Z Henrykiem Bzdokiem rozmawia Maciej Szczawiński
Podoba mi się zasłyszane niedawno powiedzonko na Twój temat: "Bzdok uczynił z Katowic pępek świata.
No cóż, podróżowało się trochę: Rosja, Austria, Francja, Szwajcaria, Holandia, Egipt, Italia... Wiem, że niewiele tego jak na dzisiejsze turystyczne standardy, ale wielokrotnie do tych samych miejsc. Do jednych 30 razy w dwadzieścia lat, do innych tyleż w 40 lat.
Ale powroty zawsze do Katowic.
Bo to jest moje miejsce najważniejsze. Moja Rawa za oknem. Moje środowisko artystyczne. I moja Matka, która jeszcze niedawno była tu ze mną... Z takiej przestrzeni można wysnuć różne myśli, uczucia i prawdy. Nimi się żywi cały czas wyobraźnia, wrażliwość, poczucie sensu.
Przypominam sobie czas, kiedy jeszcze jako student przyklejałem nos do szyby legendarnego sklepu-galerii na rogu Jana i Dworcowej. Twoje katowickie grafiki i rysunki robiły nie tylko na mnie wrażenie. Całkowicie poza modą! Poza izmami. Lekkość, polot, sowizdrzalska nuta. No i to "tasowanie" po swojemu architektury miasta, jego urbanistycznych proporcji. Dzisiaj jesteś bardziej wierny realiom chyba?
Mój wcześniejszy rysunek prasowy, żartobliwy , czasem burleskowy wywarł wpływ na późniejsze rysowanie. Nieco już poważniejsze, jak pewnie zauważyłeś ? Ale satyryczne spojrzenie oczywiście pozostało. To kwestia temperamentu. Wrodzonej przekory, a gdyby rzecz ująć bardziej górnolotnie "życiowej filozofii". Fakt, że nigdy specjalnie mnie nie ciekawiło przedstawianie świata, a zatem także Katowic, w sposób realistyczny. No więc trochę to poprzekształcałem... Patrząc jednak na moją twórczość graficzną ostatnich lat trudno nie dostrzec, że dzisiaj skłaniam się do bardzo już zwyczajnego i prostego rysunku. Staram się po prostu zachować rozpoznawalność miejsc. To nie ma być jakiś stary dworzec, jakiś tramwaj w deszczu, jakaś nowoczesna architektura "wyskakująca" zza secesji, ale ulica Dworcowa w Katowicach , "16"-tka na Kościuszki przy placu Miarki, "Altus" widziany przy zjeździe z Kochanowskiego w kierunku Rynku... Nagły powrót do realizmu ? Nie sądzę. Chodzi o konkretny "punkt wyjścia". Muszę go czuć. I żeby po przetworzeniu zachować jego uchwytność, swoistość.
Nie tylko malujesz, rysujesz i robisz grafiki. Także piszesz. "Z życia wzięte. Katowickie środowisko artystyczne oczami grafika"... Ta książka na wieki wieków czyni z ciebie kronikarza - filuta, który w błysku ulotnej, najczęściej komicznej sytuacji potrafi dostrzec coś co jest ważne, bo najbardziej charakterystyczne. Ach te odzywki! Te zderzenia osobowości! Te mimochodem zdradzane cechy charakteru mniej lub bardziej spiżowych artystów... Ale puenta pytania tym razem minorowa: kolorowe ptaki i rogate dusze w większości już odeszły.
Wydałem książeczkę z anegdotami, które niegdyś publikowałem na łamach miesięcznika społeczno – kulturalnego "Śląsk”. Znajdowałem w tym pisaniu pewną przyjemność. Bo czułem potrzebę zanotowania słowem tego czego nie zdążyłem narysować. W większości są to już dziś, niestety, wesołe nagrobki wielu bliskich mi ludzi wzbogacone o otaczającą ich kiedyś rzeczywistość. Żałuję, że nie czyniłem tego wcześniej. Zawodna pamięć, nie zachowała tego co odeszło.